Kolejny
samotnie spędzony przez szatynkę weekend. Za oknem lało jak nigdy wcześniej.
Dziewczyna przyglądała się co raz zegarowi sprawdzając która godzina, chociaż
że nie mogła nigdzie wyjść. Miała problemy – normalna nastolatka, pomyślisz. W
pewnym sensie jest to jak najbardziej prawda. Jednak bycie upokarzaną Kujonką z
pijanym ojcem każdego dnia i nocy można uznać za normalne? Tak jakby niby dużo
osób też tak ma ale ona… Nie ma nikogo, jest sama. Myślami zawsze odpływa
gdzieś daleko. Rose usiadła na krześle
zaczynając uczyć się do matematyki. Była to dla niej prościzna, dzięki czemu
szybko ją skończyła. Po powtarzała sobie
jeszcze chwile z kilku lekcji i włożyła książki do plecaka.
18:45 – Pomyślała.
Zazwyczaj o
tej godzinie wychodziła na wieczorny spacer jednakże dzisiaj nie miała na niego
większej ochoty.
- ‘’Roseline
Carmen Hiudenmarry, natychmiast zejdź na
dół!’’- Głęboki głos ojca rozchodził się po małym mieszkanku.
Dziewczyna
bojąc się swojego ojca szybko zbiegła na dół. Zawsze kiedy ją wołał wolała nie
pogorszać swojej sytuacji, wystarczyły jej już ciosy zadawane przez jej ojca.
- ‘’ Tak
tatusiu? ‘’ – Zapytała ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
- ‘’ Idź do
sklepu i kup paczkę piwa ‘’- Warknął w jej stronę, i odszedł.
Często się
już to zdarzało, nie zdziwiłaby się gdyby kasjerki pomyślały, że jest od tego
uzależniona. Przychodziła tam co trzeci dzień, każdy normalny człowiek uznałby
to za przesadę, lecz ona była już do tego przyzwyczajona. Za pewne gdyby
sprzeciwiła się ojcu uderzyłby ją i zakopał 6 stóp pod ziemią.
Dziewczyna
szybko nałożyła swoje stare przetarte conversy za kostkę i wyszła z domu. Na
dworze nadal padał deszcz, przez co szatynka zmokła aż do suchej nitki.
Ignorowała dziwne spojrzenia w jej stronę i nadal biegła do sklepu. Znalazła
się tam dość szybko. Skierowała się do regału z wszelkim alkoholem i skanowała
wzrokiem pułki. Poczuła gorący oddech na jej szyji. Znieruchomiała, bała się,
może dlatego że nigdy nie miała z czymś takim styczności?
- ‘’ Co robi
w tym regale tak piękna dziewczyna jak ty? ‘’ – Usłyszała ochrypły i głęboki
głos. Odwróciła się do chłopaka. Widząc kim on jest otworzyła szeroko oczy.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, kim jest tajemniczy mężczyzna naprzeciwko
niej. Justin Bieber.
Najniebezpieczniejszy chłopak w Chicago. Znany jako ,,Homicidal ‘’. Oskarżony o
miliony zabójstw. Teraz stał naprzeciwko niej w czarnej bluzie z kapturem,
założonym na głowie i ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi.
- ‘’J-ja uh
mu-musz-musze już iść ‘’ – Szepnęła i kiedy chciała odejść chłopak złapał ją za
ramie i przyciągnął do niego tak, że teraz była w jego ramionach.
- ‘’ Do
zobaczenie kochanie, mam nadzieje, że będziesz świetna ‘’ – Mruknął swoim
ochrypłym głosem do ucha młodej dziewczyny.
Kiedy
odszedł od szatynki, ta wzięła jakieś piwo i podeszła do kasy. Zapłaciła i jak najszybciej mogła wyszła ze
sklepu. Nie padało, już dzięki czemu mogła spokojnie wracać do domu.
~*~
W domu
panowała głucha cisza, rozejrzała się i postawiła piwo na blacie w kuchni. Od
razu skierowała się do swojego pokoju po czym wykonała wieczorne czynności i
wskoczyła do łóżka. Zakryła się kołdrą po sam czubek głowy i dała Morfeuszowi
pozwolenie na zabranie jej do krainy snów…
Super lece czytać kolejny roz.
OdpowiedzUsuń~Donia154
Cudowne x @jamiessy
OdpowiedzUsuń