piątek, 4 października 2013

Chapter two

Siedziała w małym ciemnym pokoju. Jedyne co mogła dostrzec to małe okno zabezpieczone kratami. Nie wiedziała gdzie jest, ale kto by wiedział?  Dziewczyna powoli wstała z krzesła otrzepując swoje zakurzone spodnie. Po  omacku zaczęła szukać drzwi przez które mogłaby wyjść.  Jednak jedyne co znalazła to biały jak śnieg materac położony na brudnej podłodze.
- ‘’ Fajnie to tak mnie zostawiać? ’’ – Po pokoju rozległ się stłumiony głos kobiety.
Rose szybko okręciła się w Okół własnej osi, jednak nikogo nie dostrzegła. Z jej oczu można było odczytać przerażenie.  Kiedy odwróciła się w stronę okna,  z którego małe strugi światła wpadały do pokoju, zobaczyła zamaskowaną postać. Głowe miała zwróconą w bok, jej/jego oczy zakrywały ciemne ray-bany. Ubrany był/była w ciemna bluzę w której można było schować średniej wielkości pistolet. Kiedy zaszło słońce w Okół było jeszcze ciemniej przez co nie można było nic dostrzec. W jednej chwili po pokoju rozległ się głośny huk…
Dziewczyna obudziła się cała zalana potem krzycząc w niebogłosy. Po woli zaczęła się uspokajać uświadamiając sobie, że to tylko koszmar.  Ten sam sen nawiedzał ją w noc w noc. Nie wiedziała co oznacza, nie miała nawet komu tego opowiedzieć! 
Brunetka szybko wstała z łóżka i popędziła do łazienki. Obmyła twarz zimną wodą. Dochodziła szósta trzydzieści.  Nie długo miała wejść do tak zwanego piekła przez nie licznych nazywany „Szkołą’’. Musiała jak każdego ranka psychicznie, a zarazem fizycznie nastawić się do różnych ciosów zadawanych przez jej rówieśników lub przez osoby starsze. Nawet naukowcy z jej szkoły się z niej wyśmiewały tylko po to żeby chociaż raz dostać dobrą opinie. Dzień w dzień przechodziła ten koszmar. Za pewne każda osoba pomyślałaby, że jest silną dziewczyną jeżeli daje sobie z tym rade. Stara się… Co nie zawsze jej wychodzi. Nie raz próbowała popełnić samobójstwo ale kiedy patrzyła się w lustro uświadamiała sobie dlaczego JESZCZE tkwi w tym okrutnym świecie.  
 Kiedy zerknęła na zegarek wiszący na ścianie szybko wykonała poranną toaletę i wyszła z domu. Nie jadła śniadania gdyż wiedziała, że  jeżeli pójdzie do kuchni, spotka tam ojca, a po co miała zadawać sobie czymś takim ból?  Rose nawet nie zdała sobie sprawy, że jest już przy własnej szafce w szkole. Ludzie rozchodzili się na boki i patrzyli na szkolną elitę jak na siódmy cud świata. Na środku stała bardzo dobrze znana przez wszystkich Carmel Clarks aka szkolna dziwka, po jej lewej stronie stał nie zbyt dobrze jej znany John Wood szkolny koszykarz. Chociaż porównując go do koszykarzy ze State St. * jest w tym o wiele razy gorszy.  Co dla szatynki wydaje się dość śmieszne bo chociaż  że nie gra dobrze to i tak wszystkie dziwki do niego biegną z prośbą o przespanie się z nią. Natomiast po prawej stronie stał nijaki Stephan Shoreen aka męska dziwka z wielkim ego.  Było tam też jeszcze kilka osób ale to były osoby nie aż tak ważne. Cała ich gromada podeszła do Hiudenmarry.
- ‘’ Oh, Co? Nadal nie popełniłaś samobójstwa? Wielka szkoda kochanie ! ‘’- Zachichotała Carmel swoim piskliwym głosem drażniąc jej wrażliwe uszy.
- ‘’Myśleliśmy, że daliśmy Ci do zrozumienia, że MASZ SPIERDALAĆ z NASZEJ szkoły, suko. ‘’ – Warknął  w jej stronę John. Dziewczyna czuła się trochę urażona, przez co z jej oczu zaczęły wylewać się pojedyncze łzy. Każdy śmiał się z jej zachowania przez co nie wytrzymała i po prostu uciekła ze szkoły. Nie potrafiła dłużej tego wytrzymać czuła się jak piąte koło u wozu lub po prostu jak śmieć. Nie było już dla niej ważne gdzie biegnie jedyne co ją interesowało to ucieczka. Ucieczka z samego dna. Biegła ile sił w nogach, na chwile przystanęła żeby złapać oddech. Okazało się że jest w tych ‘’gorszych’’ dzielnicach Chicago. Znajdowała się w parku. Z miejsca w którym stała można było zobaczyć wypełnione po brzegi boisko od koszykówki. Usiadła na małej ławeczce i rozejrzała się do o koła. Po jej lewej stronie znajdował się sklep monopolowy, blisko niego znajdywała się gromada chłopców i dwóch dziewczyn popijający piwo. Natomiast po prawej stronie znajdywała się długaaa ulica w  której w Okół zbudowane zostały domy jednorodzinne. Widać też było miejsca gdzie przesiadywali dilerzy itd. W takich okolicach było normalne zobaczyć coś takiego. Przecież  w tych dzielnicach jej rówieśnicy, starsi od niej ludzie lub nawet młodsi mieli problemy.  Wzrokiem cofnęła się do boiska od koszykówki. Grupa chłopców właśnie ustalała jakiś plan zapewne coś w stylu ,, Jak pokonamy naszych przeciwników?”  Co by było gdybyś do nich podeszła? Co by się stało kiedy oni podeszli by do ciebie, nic nie wartego śmiecia? Odezwał się jej  irytujący głos w głowie. Często się jej już to zdarzało. Nienawidziła tego głosu bo najczęściej miał racje, bo przecież jest nic nie warta czyż nie? Dziewczyna nie wytrzymując już swoich myśli wstała i poszła w stronę parkingu który był tak około 500 metrów od niej.
Właśnie stała przed białym ferrari. Oprócz niej nie było tu nikogo, dosłowna pustka. Znała się trochę na tych kradzieżach aut, przecież dużo się uczy, a to czasem przynosi jakieś plusy. Dziewczyna nie uszkadzając auta bez żadnych głośnych dźwięków weszła do auta. Zobaczyła małą komóreczkę zainstalowaną do auta. Słyszała już o tym. Żeby było wszystko w porządku włączyła to i usłyszała głos dorosłej kobiety.
- ‘’Halo?’’ – Powiedziała kobieta.
- ‘’ Dzień dobry prze pani proszę odpalić auto mój tata właśnie stracił przytomność nie mogę go obudzić, a sama nie potrafię odpalić auta! Muszę jak najszybciej odwieźć go do szpitala! ‘’ – Zapiszczała Rose udając płacz.
- ‘’ Już dzwonie po karetkę.’’- Odezwała się spokojnym głosem kobieta.
- ‘’Nie proszę panią szybciej by było gdybym to ja zawiozła mojego tatę do szpitala! Nie wiem czy ma pani tatę ale ja mam ! I chcę to jeszcze powiedzieć za rok więc niej pani odpali to pieprzone auto! ‘’ – Odezwała się szatynka udając strach, a zarazem smutek w głosie.
Po chwili można było usłyszeć odgłos silnika.
- ‘’Dziękuje’’- Szepnęła i rozłączyła się.
Znała się na takich sprawach i chociaż że nie miała prawo jazdy potrafiła niesamowicie prowadzić auto i ominąć cały korek w Chicago w dwie minuty. Nacisnęła pedał gazu i ruszyła, rozpędzała się co raz bardziej, wskaźnik wskazywał już 230 km na godzinę.
Kiedy chłopak biegł właśnie w stronę kosza usłyszał znajomy mu odgłos silnika, stanął w miejscu jak wryty i puścił piłkę. Jego przyjaciel Chris od razu do niego podszedł pytając się co się stało. Chłopak jedynie zwrócił wzrok w kierunku ulicy. Widząc swoje auto jego serce podeszło mu do gardła.
- ‘’Ktoś kurwa ukradł moje auto!’’- Wrzasnął już na maxa zdenerwowany.
- ‘’ Jak to ukradł twoje auto? ‘’ – Zapytał się Michael z lekkim niedowierzaniem.
_________________________________________________________________________________________________________
State St. * - Gorsza dzielnica w Chicago coś w stylu Bronxu  (Ulica nie wymyślona)
Strasznie długi rozdział wam tutaj dałam :3 Mam wielką nadzieje, że się podoba ;) Pa słodziaki do kolejnego!

CZYTASZ- KOMENTUJESZ

2 komentarze:

  1. pewnie Rose ukradła auto Justina :)

    OdpowiedzUsuń
  2. huhuhuhuhuhu suuuper lece do kolejnego roz. : D
    ~Donia154

    OdpowiedzUsuń

Jeden mały komentarz nawet ze zwykłym napisem " czytam ". Motywuje ! Dla ciebie to kilka sekund dla mnie to WIELKA motywacja ! ;)