Siedziała w
małym ciemnym pokoju. Jedyne co mogła dostrzec to małe okno zabezpieczone
kratami. Nie wiedziała gdzie jest, ale kto by wiedział? Dziewczyna powoli wstała z krzesła otrzepując
swoje zakurzone spodnie. Po omacku
zaczęła szukać drzwi przez które mogłaby wyjść.
Jednak jedyne co znalazła to biały jak śnieg materac położony na brudnej
podłodze.
- ‘’ Fajnie
to tak mnie zostawiać? ’’ – Po pokoju rozległ się stłumiony głos kobiety.
Rose szybko
okręciła się w Okół własnej osi, jednak nikogo nie dostrzegła. Z jej oczu można
było odczytać przerażenie. Kiedy
odwróciła się w stronę okna, z którego
małe strugi światła wpadały do pokoju, zobaczyła zamaskowaną postać. Głowe
miała zwróconą w bok, jej/jego oczy zakrywały ciemne ray-bany. Ubrany był/była
w ciemna bluzę w której można było schować średniej wielkości pistolet. Kiedy
zaszło słońce w Okół było jeszcze ciemniej przez co nie można było nic
dostrzec. W jednej chwili po pokoju rozległ się głośny huk…
Dziewczyna
obudziła się cała zalana potem krzycząc w niebogłosy. Po woli zaczęła się
uspokajać uświadamiając sobie, że to tylko koszmar. Ten sam sen nawiedzał ją w noc w noc. Nie
wiedziała co oznacza, nie miała nawet komu tego opowiedzieć!
Brunetka
szybko wstała z łóżka i popędziła do łazienki. Obmyła twarz zimną wodą.
Dochodziła szósta trzydzieści. Nie długo
miała wejść do tak zwanego piekła przez nie licznych nazywany „Szkołą’’.
Musiała jak każdego ranka psychicznie, a zarazem fizycznie nastawić się do
różnych ciosów zadawanych przez jej rówieśników lub przez osoby starsze. Nawet
naukowcy z jej szkoły się z niej wyśmiewały tylko po to żeby chociaż raz dostać
dobrą opinie. Dzień w dzień przechodziła ten koszmar. Za pewne każda osoba
pomyślałaby, że jest silną dziewczyną jeżeli daje sobie z tym rade. Stara się…
Co nie zawsze jej wychodzi. Nie raz próbowała popełnić samobójstwo ale kiedy
patrzyła się w lustro uświadamiała sobie dlaczego JESZCZE tkwi w tym okrutnym
świecie.
Kiedy zerknęła na zegarek wiszący na ścianie
szybko wykonała poranną toaletę i wyszła z domu. Nie jadła śniadania gdyż
wiedziała, że jeżeli pójdzie do kuchni,
spotka tam ojca, a po co miała zadawać sobie czymś takim ból? Rose nawet nie zdała sobie sprawy, że jest
już przy własnej szafce w szkole. Ludzie rozchodzili się na boki i patrzyli na
szkolną elitę jak na siódmy cud świata. Na środku stała bardzo dobrze znana
przez wszystkich Carmel Clarks aka szkolna dziwka, po jej lewej stronie stał
nie zbyt dobrze jej znany John Wood szkolny koszykarz. Chociaż porównując go do
koszykarzy ze State St. * jest w tym o wiele razy gorszy. Co dla szatynki wydaje się dość śmieszne bo
chociaż że nie gra dobrze to i tak
wszystkie dziwki do niego biegną z prośbą o przespanie się z nią. Natomiast po
prawej stronie stał nijaki Stephan Shoreen aka męska dziwka z wielkim ego. Było tam też jeszcze kilka osób ale to były
osoby nie aż tak ważne. Cała ich gromada podeszła do Hiudenmarry.
-
‘’ Oh, Co? Nadal nie popełniłaś samobójstwa? Wielka szkoda kochanie ! ‘’-
Zachichotała Carmel swoim piskliwym głosem drażniąc jej wrażliwe uszy.
-
‘’Myśleliśmy, że daliśmy Ci do zrozumienia, że MASZ SPIERDALAĆ z NASZEJ szkoły,
suko. ‘’ – Warknął w jej stronę John.
Dziewczyna czuła się trochę urażona, przez co z jej oczu zaczęły wylewać się
pojedyncze łzy. Każdy śmiał się z jej zachowania przez co nie wytrzymała i po
prostu uciekła ze szkoły. Nie potrafiła dłużej tego wytrzymać czuła się jak
piąte koło u wozu lub po prostu jak śmieć. Nie było już dla niej ważne gdzie
biegnie jedyne co ją interesowało to ucieczka. Ucieczka z samego dna. Biegła
ile sił w nogach, na chwile przystanęła żeby złapać oddech. Okazało się że jest
w tych ‘’gorszych’’ dzielnicach Chicago. Znajdowała się w parku. Z miejsca w
którym stała można było zobaczyć wypełnione po brzegi boisko od koszykówki.
Usiadła na małej ławeczce i rozejrzała się do o koła. Po jej lewej stronie
znajdował się sklep monopolowy, blisko niego znajdywała się gromada chłopców i
dwóch dziewczyn popijający piwo. Natomiast po prawej stronie znajdywała się
długaaa ulica w której w Okół zbudowane
zostały domy jednorodzinne. Widać też było miejsca gdzie przesiadywali dilerzy
itd. W takich okolicach było normalne zobaczyć coś takiego. Przecież w tych dzielnicach jej rówieśnicy, starsi od
niej ludzie lub nawet młodsi mieli problemy.
Wzrokiem cofnęła się do boiska od koszykówki. Grupa chłopców właśnie
ustalała jakiś plan zapewne coś w stylu ,, Jak pokonamy naszych przeciwników?” Co by
było gdybyś do nich podeszła? Co by się stało kiedy oni podeszli by do ciebie,
nic nie wartego śmiecia? Odezwał się jej
irytujący głos w głowie. Często się jej już to zdarzało. Nienawidziła
tego głosu bo najczęściej miał racje, bo przecież jest nic nie warta czyż nie?
Dziewczyna nie wytrzymując już swoich myśli wstała i poszła w stronę parkingu
który był tak około 500 metrów od niej.
Właśnie
stała przed białym ferrari. Oprócz niej nie było tu nikogo, dosłowna pustka.
Znała się trochę na tych kradzieżach aut, przecież dużo się uczy, a to czasem przynosi
jakieś plusy. Dziewczyna nie uszkadzając auta bez żadnych głośnych dźwięków
weszła do auta. Zobaczyła małą komóreczkę zainstalowaną do auta. Słyszała już o
tym. Żeby było wszystko w porządku włączyła to i usłyszała głos dorosłej
kobiety.
-
‘’Halo?’’ – Powiedziała kobieta.
-
‘’ Dzień dobry prze pani proszę odpalić auto mój tata właśnie stracił
przytomność nie mogę go obudzić, a sama nie potrafię odpalić auta! Muszę jak
najszybciej odwieźć go do szpitala! ‘’ – Zapiszczała Rose udając płacz.
-
‘’ Już dzwonie po karetkę.’’- Odezwała się spokojnym głosem kobieta.
-
‘’Nie proszę panią szybciej by było gdybym to ja zawiozła mojego tatę do
szpitala! Nie wiem czy ma pani tatę ale ja mam ! I chcę to jeszcze powiedzieć
za rok więc niej pani odpali to pieprzone auto! ‘’ – Odezwała się szatynka
udając strach, a zarazem smutek w głosie.
Po
chwili można było usłyszeć odgłos silnika.
-
‘’Dziękuje’’- Szepnęła i rozłączyła się.
Znała
się na takich sprawach i chociaż że nie miała prawo jazdy potrafiła
niesamowicie prowadzić auto i ominąć cały korek w Chicago w dwie minuty.
Nacisnęła pedał gazu i ruszyła, rozpędzała się co raz bardziej, wskaźnik
wskazywał już 230 km na godzinę.
Kiedy
chłopak biegł właśnie w stronę kosza usłyszał znajomy mu odgłos silnika, stanął
w miejscu jak wryty i puścił piłkę. Jego przyjaciel Chris od razu do niego
podszedł pytając się co się stało. Chłopak jedynie zwrócił wzrok w kierunku
ulicy. Widząc swoje auto jego serce podeszło mu do gardła.
-
‘’Ktoś kurwa ukradł moje auto!’’- Wrzasnął już na maxa zdenerwowany.
- ‘’ Jak to ukradł twoje auto? ‘’ – Zapytał
się Michael z lekkim niedowierzaniem.
_________________________________________________________________________________________________________
State St. * - Gorsza dzielnica w Chicago coś w stylu Bronxu (Ulica nie wymyślona)
State St. * - Gorsza dzielnica w Chicago coś w stylu Bronxu (Ulica nie wymyślona)
Strasznie
długi rozdział wam tutaj dałam :3 Mam wielką nadzieje, że się podoba ;) Pa
słodziaki do kolejnego!
CZYTASZ-
KOMENTUJESZ
pewnie Rose ukradła auto Justina :)
OdpowiedzUsuńhuhuhuhuhuhu suuuper lece do kolejnego roz. : D
OdpowiedzUsuń~Donia154